Weronika

wtorek, 20 października 2015

Od trzech lat nie ma z nami Przemysława Gintrowskiego

Nie chcę generalizować, pisać o "bardach pokolenia". Zamiast tego napiszę tylko, że Przemysławowi Gintrowskiemu zawdzięczam dostęp do krainy poezji.

Szkoły, do których chodziłem (a nie były to szkoły złe), zawsze traktowały poezję jako jakiś obowiązkowy "kwiatek do kożucha". Trzeba było omawiać Kochanowskiego i Mickiewicza, bo "byli wielcy". W rezultacie, przymusowe "Orszulki" i "dzięcieliny" brzydły strasznie. I ciągnęły za sobą wszystko, co napisane wierszem.

Gdyby nie Gintrowski, pewnie nie sięgnąłbym do Herberta, Brylla i wielu innych. Muzyka, którą obudował poezję skłoniła mnie do przyjrzenia się twórczości wielu poetów, w końcu także tych, których tak usilnie starała mi się obrzydzić szkoła.

Nie dane mi było spotkać pana Przemysława inaczej, niż za pośrednictwem nagrań - początkowo przegrywanych potajemnie kaset, potem wydawnictw profesjonalnych. Nie dałem rady także pojechać trzy lata temu na ostatnie z Nim pożegnanie.

A właściwie, odmawiam pożegnania. Przecież jest ze mną nadal, w tej samej postaci, nagranego głosu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz