Weronika

wtorek, 1 września 2015

Kolejny post, którego nie musicie czytać, bo to tylko mój umierający umysł krzyczy.

Wirtualna Polska donosi:

Dziennikarz "Faktów" Jakub Sobieniowski dostaje pogróżki
Czołowy reporter polityczny "Faktów" TVN” Jakub Sobieniowski zaczął otrzymywać pogróżki. Jak informuje serwis Wirtualnemedia.pl, sprawa została już zgłoszona do prokuratury.
O pogróżkach otrzymywanych przez Sobieniowskiego poinformował jako pierwszy na Twitterze były naczelny "Faktów", a obecnie szef "Newsweeka" Tomasz Lis. Jak napisał, "Sobieniowski dostaje karalne groźby po swoim materiale w Faktach". Informację potwierdziła także zastępczyni Lisa w tygodniku, Aleksandra Karasińska, która przypomniała też, że dziennikarz nie dostał akredytacji na wieczór wyborczy Andrzeja Dudy.

Według serwisu Wirtualnemedia.pl sprawa została już zgłoszona do prokuratury. Zajęli się nią także prawnicy TVN.

Jakub Sobieniowski, zajmujący się w "Faktach" polityką, znany jest ze swojej nieprzychylności wobec PiS i krytycznych materiałów pod adresem tej partii. Pojawiły się już spekulacje, że pogróżki może wysyłać ktoś sympatyzujący z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego.
wirtualnemedia.pl 

A ja na to: czyny karalne powinny zostać ukarane. Dziennikarz, który pozwala, aby jego poglądy polityczne (jakiekolwiek) kształtowały jego pracę dziennikarską, nie jest dziennikarzem, ale politrukiem. Dziennikarz powinien być jak kryształowy wazon - sam przezroczysty, ale dzięki temu pokazujący i uwypuklający temat, którym się zajmuje. Niestety, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, takich dziennikarzy w naszych mediach (wszelkich) jest bardzo niewielu.
Kiedy (jeśli?!?) redakcje zrozumieją, że widz/słuchacz/czytelnik ma dostawać informacje, a nie propagandę, być może zrozumieją cały (obu, a może nawet wielo-stronny) "hejt", jaki na siebie ściągają. 

2 komentarze:

  1. I jak Pan myśli: teraz, w dobie wdrażania Dobrej Zmiany, czy nasze media (niechby choć te publiczne, tfu, wróć: narodowe) zbliżają się już do ideału? Nie ukrywam, że ze smutkiem zapytuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, pytanie z tezą. Chciałoby się powiedzieć, jakie pytanie, taka odpowiedź... Ale nie. Ponieważ wiem czym jest dziennikarstwo i odróżniam je od politrukowstwa i od piarostwa (wybacz mi te neologizmy), zawsze i niezależnie od tego kto aktualnie jest u koryta, a kto kwiczy, bo go od koryta przegnano, dziennikarz ujawniający swoje preferencje i stający po którejkolwiek stronie konfliktu, nie zasługuje na to miano. Aby sięgnąć do przykładów tak ekstremalnych, że nie budzących swojskich sprzeciwów: najdobitniejsze reportaże o nazistowskich zbrodniach zostały napisane nie z pozycji ofiary, ani kata, ale z pozycji bezstronnego świadka; Kapuściński mógł napisać "Wojnę futbolową", bo miał luksus bycia jej zewnętrznym obserwatorem; itp., itd. W mojej opinii nurzamy się teraz w najgorszym gnoju od czasów "dziennikarstwa" Jerzego Urbana. Odepchnięci od koryta stracili resztki hamulców we wciskaniu kłamstwa, obłudy, hipokryzji i jadu, a Ci którzy się do koryta dopchali (albo mają taką nadzieję) w przeważającej masie wyznają zasadę "TKM", która w bardziej cywilizowanych czasach określana była mianem "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Jedynie nieliczni starają się zachować obiektywizm i zbierają manto i od jednych i od drugich, bo przecież "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam". W mojej opinii, od roku 1981/2 jeszcze nigdy w Polsce nie było tak trudno zdobyć informację. Z tym, że w stanie wojennym problemem była mała dostępność jakichkolwiek źródeł alternatywnych, a obecnie problemem jest odcedzenie okruchów informacji z szerokiej rzeki płynących ekskrementów. Rezultatem jest wypełnienie tą mało szlachetną treścią umysłów odbiorców, którzy schodzą na poziom pozbawionych realnego znaczenia haseł "kto nie skacze ten z Kaczyńskim", "dobra zmiana", etc.

    OdpowiedzUsuń